W środku lasu. Było po zachodzie słońca, a my zagubieni wędrowaliśmy pośród drzew.
-Leo boję się- złapałam go mocno za ramię
-Ejj- spojrzał na mnie spode łba- Będzie okej. Zaraz znajdziemy
drogę-podniósł mój podbródek- Obiecuję. Chodź- rozłożył ręce, a ja
wtuliłam się w niego. Oczywiście mogliśmy zadzwonić po pomoc ale
telefony musiały się rozładować. Jednak najgorsze był deszcz. Najpierw
padał delikatnie, ale potem lało jak z cebra. Bars zdjął swoją bluzę.
- Zmokniesz-powiedziałam
- Ale ty będziesz sucha-nie dałam się. Ubrał bluzę i schowaliśmy się pod
drzewem. Tam wiem, że to bardzo rozsądne. W czasie burzy chować się pod
drzewem ale cóż... Leondre stał na przeciwko mnie ,a ja opierałam się o
drzewo. Staliśmy NAPRAWDĘ blisko siebie.
Spojrzałam głęboko w jego brązowe oczka. Jego czoło opierało się o moje.
Czułam na twarzy jego oddech. Uśmiechnęłam się chyba sama do siebie.
Odwzajemnił to. Był coraz bliżej. Nagle kątem oka spostrzegłam światło i
odgłos samochodu.
-Leo spójrz! Droga!-odsunęłam się od niego i pobiegłam przed siebie ciągnąc chłopaka za sobą.
Po chwili byliśmy na poboczu.
-Nie przejeżdża to chyba wiele aut.-stwierdził chłopak drapiąc się w głowę-Myślałem ,że złapiemy stopa.
-Będziemy musieli jednak iść na piechotę
-Yyyy- zawiesiłam się- W prawo-wskazałam palcem kierunek
-Ok. Chodź to może zdążymy przed moimi urodzinami- zaśmiał się łapiąc mnie za rękę
-Urodziny masz za 2 tygodnie- zaprzeczyłam
-Właśnie- uśmiechnął się łobuzersko
Z oburzoną mina szłam dalej. Zatrzymaliśmy się 20 minut później na
stacji benzynowej. Leo zadzwonił do mamy z budki telefonicznej. Kobieta
była po chwili. Wyszła z samochodu i przytuliła mocno syna.
-Nic wam nie jest? Dzięki Bogu. Co się stało? Gdzie byliście?-pytała zdenerwowana
-Zgubiliśmy się ale...
-Jezu-przerwała mu- Jak dobrze ,że nic wam nie jest.
Wracajmy.-powiedziała i weszliśmy do samochodu. Leo usiadł obok mnie na
tylnym siedzeniu. Byłam bardzo zmęczona. Bars przełożył rękę przez moje
ramię, a ja wtuliłam się w niego.
Leondre
Wika zasnęła w moich ramionach. Wziąłem jej za ucho kosmyk włosów
,który spadł na jej twarz. Posłałem jej ciepły uśmiech. Mama spojrzała
na nas w lusterku.
-No co?-spytałem szeptem
-Nic syneczku.-uśmiechnęła się pod nosem- Twoja księżniczka?-spytała
-Jeszcze nie moja-odwzajemniłem gest patrząc na śpiącą brunetkę-
Jeszcze-szepnąłem sam do siebie, ale myślę ,że mama wszystko usłyszała,
bo zaśmiała się pod nosem.
-Wiesz synku myślę,że nie warto jej budzić. Tą noc zostanie u nas. Zadzwonię do jej mamy i poinformuje ją o wszystkim.
-Zadzwoń do taty. Ona nie mieszka z mamą. Jej tata pewnie się martwi i...-wtedy zrozumiałem jedną rzecz-Jej brat mnie zabiję.
-Będzie dobrze kochanie- przekonała mnie. Byliśmy już pod domem. Wziąłem Wike na ręce i zaniosłem ją do mojego pokoju. Położyłem ją na łóżku i
przykryłem kołdrą.
-Kolorowych snów księżniczko-szepnąłem i pocałowałem ją w czoło. Wziąłem
prysznic i przygotowałem sobie materac obok mojego łóżka. Zasnąłem
bardzo szybko.
Rano
Wstałem jako pierwszy. Sprawdziłem telefon miałem dużo wiadomości. Od
fanek, menagera, Charliego. Wyjaśniłem wszystko. I spojrzałem na
dziewczynę. Budziła się. Usiadłem obok niej
-Wstawaj śliczna szkoda dnia
-Jeszcze pięć minut-odwróciła się na drugi bok
-O nie!- rzuciłem się na nią i zacząłem łaskotać.
Broniła się.
-Przestań! Dość! Już wstaje, wstaje- ruszyła się z łóżka.
Pociągnąłem ją za rękę tak ,że upadła na moje kolana. Dotykała czołem
moje czoło. Czułem jej oddech na twarzy. Zbliżyłem usta. To była ta
chwila. Wtedy usłyszałem głos rodzicielki
-Dzieci śniadanie!-spuściłem głowę.
-To ja lecę pod prysznic- powiedziała schodząc z moich kolan
-Czekaj przebierzesz się.
Otworzyłem szafę. Wyciągnąłem spodnie dresowe i t-shirt i podałem jej.
Wyszła z pokoju, a ja udałem się do kuchni. Usiadłem przy stolę i
zjadłem naleśnika z nutellą. Po chwili przyszła Wiktoria ze swoim
promiennym uśmiechem. Wyglądała w moich ciuchach lepiej niż ja
-Dzień dobry- usiadła obok mnie i zaczęła jeść.
- Masz plany na dzisiaj?-spytałem
-Nie
-Super. To zabieraj Kami i idziemy na plaże-postanowiłem
-Oki
Po skończonym posiłku zadzwoniłem do Charlsa, a Wiki do Kamili.
Byliśmy umówieni. Miałem też cichą nadzieję, że w końcu uda mi się
pocałować Wike
środa, 28 czerwca 2017
piątek, 23 czerwca 2017
Rozdział 3
I nagle zaczął mnie łaskotać. Na środku korytarza. Mam straszne łaskotki. Próbowałam od niego uciec, ale przywarł mnie do ziemi.
- Puść mnie!- krzyknęłam
- Nie- zaśmiał się
- Leondre Devries- przed nami stała historyczka.- Co ty robisz?!
-Yyyy booo jaaa noo-puścił mnie i wstaliśmy z podłogi- pocieszałem koleżankę i...
- To nie wiesz jak pociesza się dziewczyny? Kwiatki, czekoladki ,a nie tortury- powiedziała srogo ale z lekkim uśmiechem.
Nie możliwe! Ten potwór ma uczucia. Zawstydzeni weszliśmy do klasy. Usiadłam obok Leo w środkowym rzędzie.
- O nie! Nie będziecie siedzieć razem.-popatrzeliśmy na siebie ,a potem na nauczycielkę.
-Dlaczego?- spytaliśmy jednocześnie.
Pani spojrzała na nas jak na idiotów. Przecież wiedzieliśmy ,że dostaliśmy karę za gadanie. Ale mieliśmy jeszcze nadzieje na skruchę. Leoś błagalnym wzrokiem przekonywał nauczycielkę. W końcu uległa. Przez następną godzinę siedzieliśmy w milczeniu. Pisaliśmy karne zdania. Dzwonek wybawił nas z niezręcznej ciszy. Oddaliśmy pracę i wyszliśmy za drzwi. Na korytarzu była głuchą cisza ,a my zaczęliśmy się śmiać jak opętani. Wyszliśmy ze szkoły nadal w szampańskim nastroju.
- No dobra dosyć. Brzuch mnie boli- wydusiłam w końcu.
Zajęło to chwilkę ale uspokoiliśmy się.
- O której przyjeżdża twoja kuzynka?- spytał.
- O 15.
- To o 15:30 przyjdę po was i pokażemy małej miasto i oczywiście plac zabaw.
- Kochany jesteś-przytuliłam go. Mogłabym tak stać wiecznie- To do zobaczenia.
Rozeszliśmy się w swoje strony.
Leondre
Ciepło jej uścisku było niesamowite. Jest cudowna i bardzo dzielna. Strata członka rodziny jest straszna. Byłem w domu kilka minut po rozstaniu z. Od progu naskoczył na mnie brat.
- Gdzie ty się szlajałeś?
- Byłem w kozie zagadanie i przeszkadzanie na lekcji.
- No chyba ,że. Dobra ja uciekam.Pa- i zniknął za zakrętem
- Tilly jesteś?!- nikt nie odpowiedział.
Zostałem sam w domu, więc zadzwoniłem do naszego menażera Simona ,aby uzgodnić szczegóły trasy po Europie. Nie gadałem z nim długo ,bo jest bardzo zajęty.Dowiedziałem się w jakich krajach wystąpimy i kiedy. Szybko zamieściłem notkę w necie. Trasa miała zacząć się za tydzień. Pomyślałem o Wice. Super byłoby mieć ją za kulisami. To był pomysł! Spytam się ją kiedy po nią pójdę. Spojrzałem na telefon. Było po piętnastej. Wziąłem klucze, telefon i ruszyłem w stronę domu dziewczyny. Po 15 minutach byłem pod jej domem. Zapukałem. Otworzył James. On mnie nie znosi. Uważa mnie za jakąś gwiazdeczkę.
- A ty tu czego?-warknął
- Ja po Amber i Marte.-byłem stanowczy, ale trochę się go bałem.
- Mała po ciebie!- krzyknął
Wszedł do środka. Po chwili zeszła Wika trzymając za rękę śliczną dziewczynkę.
Zniżyłem się do wzrostu dziecka. Podałem jej rękę.
-Hej malutka. Jestem Leondre, ale mów mi...
-Wiem kim jesteś. Bardzo lubię Bars and Melody.-przerwała mi- Jestem bambino-uśmiechnęła się
-No to w takim razie czy moja bambino pozwoli oprowadzić się po mieście i pójść ze mną na plac zabaw?-spytałem z uśmieszkiem
-Pozwoli-dodała troszkę speszona
-To idziemy-Wziąłem małą za rękę i ruszyliśmy w stronę parku
- A ja?!- dopiero wtedy ogarnąłem się ,że brunetka została w progu.
- Jak myślisz może iść z nami?-spytałem cicho Marte.
-No niech będzie- zaśmiała się
-Trole- dodała obrażona Amber.
Całą drogę do parku dziewczynka opowiadała różne historie i ogólnie dużo gadała. Kiedy dotarliśmy mała zajęła się sobą. Ja i Wika. usiedliśmy na ławce.
- Hej wiesz, że mam za tydzień trasę po Europie i chciałbym żebyś z nami pojechała. Fajnie było by mieć ciebie za kulisami.- dodałem z nadzieją w w głosie.
Wiktoria
Aaaaaaaa! Musiałam powiedzieć
-Tak-powiedziałam rzucając się mu na szyję-Nawet od zaraz!
-Ble-dodała krzywiąc się stojąca obok Marta- Ja nie będę miała chłopaka.
Odruchowo odsunęłam się od Leondre.
-My ze sobą nie chodzimy-powiedziałam ,ale w głębi serca miałam nadzieje na związek w niedalekiej przyszłości. Zbliżał się wieczór. Leoś odprowadził nas do domu.
-Hej a może pójdziemy się przejść?- zaproponował
Odpowiedziałam mu uśmiechem. Krzyknęłam ,że będę później i poszłam z chłopakiem przed siebie. Rozmawialiśmy całą drogę. O trasie, o szkole i innych sprawach. Nie wiem kiedy znaleźliśmy...
- Puść mnie!- krzyknęłam
- Nie- zaśmiał się
- Leondre Devries- przed nami stała historyczka.- Co ty robisz?!
-Yyyy booo jaaa noo-puścił mnie i wstaliśmy z podłogi- pocieszałem koleżankę i...
- To nie wiesz jak pociesza się dziewczyny? Kwiatki, czekoladki ,a nie tortury- powiedziała srogo ale z lekkim uśmiechem.
Nie możliwe! Ten potwór ma uczucia. Zawstydzeni weszliśmy do klasy. Usiadłam obok Leo w środkowym rzędzie.
- O nie! Nie będziecie siedzieć razem.-popatrzeliśmy na siebie ,a potem na nauczycielkę.
-Dlaczego?- spytaliśmy jednocześnie.
Pani spojrzała na nas jak na idiotów. Przecież wiedzieliśmy ,że dostaliśmy karę za gadanie. Ale mieliśmy jeszcze nadzieje na skruchę. Leoś błagalnym wzrokiem przekonywał nauczycielkę. W końcu uległa. Przez następną godzinę siedzieliśmy w milczeniu. Pisaliśmy karne zdania. Dzwonek wybawił nas z niezręcznej ciszy. Oddaliśmy pracę i wyszliśmy za drzwi. Na korytarzu była głuchą cisza ,a my zaczęliśmy się śmiać jak opętani. Wyszliśmy ze szkoły nadal w szampańskim nastroju.
- No dobra dosyć. Brzuch mnie boli- wydusiłam w końcu.
Zajęło to chwilkę ale uspokoiliśmy się.
- O której przyjeżdża twoja kuzynka?- spytał.
- O 15.
- To o 15:30 przyjdę po was i pokażemy małej miasto i oczywiście plac zabaw.
- Kochany jesteś-przytuliłam go. Mogłabym tak stać wiecznie- To do zobaczenia.
Rozeszliśmy się w swoje strony.
Leondre
Ciepło jej uścisku było niesamowite. Jest cudowna i bardzo dzielna. Strata członka rodziny jest straszna. Byłem w domu kilka minut po rozstaniu z. Od progu naskoczył na mnie brat.
- Gdzie ty się szlajałeś?
- Byłem w kozie zagadanie i przeszkadzanie na lekcji.
- No chyba ,że. Dobra ja uciekam.Pa- i zniknął za zakrętem
- Tilly jesteś?!- nikt nie odpowiedział.
Zostałem sam w domu, więc zadzwoniłem do naszego menażera Simona ,aby uzgodnić szczegóły trasy po Europie. Nie gadałem z nim długo ,bo jest bardzo zajęty.Dowiedziałem się w jakich krajach wystąpimy i kiedy. Szybko zamieściłem notkę w necie. Trasa miała zacząć się za tydzień. Pomyślałem o Wice. Super byłoby mieć ją za kulisami. To był pomysł! Spytam się ją kiedy po nią pójdę. Spojrzałem na telefon. Było po piętnastej. Wziąłem klucze, telefon i ruszyłem w stronę domu dziewczyny. Po 15 minutach byłem pod jej domem. Zapukałem. Otworzył James. On mnie nie znosi. Uważa mnie za jakąś gwiazdeczkę.
- A ty tu czego?-warknął
- Ja po Amber i Marte.-byłem stanowczy, ale trochę się go bałem.
- Mała po ciebie!- krzyknął
Wszedł do środka. Po chwili zeszła Wika trzymając za rękę śliczną dziewczynkę.
Zniżyłem się do wzrostu dziecka. Podałem jej rękę.
-Hej malutka. Jestem Leondre, ale mów mi...
-Wiem kim jesteś. Bardzo lubię Bars and Melody.-przerwała mi- Jestem bambino-uśmiechnęła się
-No to w takim razie czy moja bambino pozwoli oprowadzić się po mieście i pójść ze mną na plac zabaw?-spytałem z uśmieszkiem
-Pozwoli-dodała troszkę speszona
-To idziemy-Wziąłem małą za rękę i ruszyliśmy w stronę parku
- A ja?!- dopiero wtedy ogarnąłem się ,że brunetka została w progu.
- Jak myślisz może iść z nami?-spytałem cicho Marte.
-No niech będzie- zaśmiała się
-Trole- dodała obrażona Amber.
Całą drogę do parku dziewczynka opowiadała różne historie i ogólnie dużo gadała. Kiedy dotarliśmy mała zajęła się sobą. Ja i Wika. usiedliśmy na ławce.
- Hej wiesz, że mam za tydzień trasę po Europie i chciałbym żebyś z nami pojechała. Fajnie było by mieć ciebie za kulisami.- dodałem z nadzieją w w głosie.
Wiktoria
Aaaaaaaa! Musiałam powiedzieć
-Tak-powiedziałam rzucając się mu na szyję-Nawet od zaraz!
-Ble-dodała krzywiąc się stojąca obok Marta- Ja nie będę miała chłopaka.
Odruchowo odsunęłam się od Leondre.
-My ze sobą nie chodzimy-powiedziałam ,ale w głębi serca miałam nadzieje na związek w niedalekiej przyszłości. Zbliżał się wieczór. Leoś odprowadził nas do domu.
-Hej a może pójdziemy się przejść?- zaproponował
Odpowiedziałam mu uśmiechem. Krzyknęłam ,że będę później i poszłam z chłopakiem przed siebie. Rozmawialiśmy całą drogę. O trasie, o szkole i innych sprawach. Nie wiem kiedy znaleźliśmy...
środa, 21 czerwca 2017
Rozdział 2
Wiktoria
Leo podszedł do niego i przytulił. Ja podeszłam trochę niepewnie. Przyjrzałam się mu. Był od nas starszy. Ale w jego oczach był ten blask. Spodobał mi się.
- I jak pierwszy dzień? Masz już jakiś znajomych?
- Tak. Nawet zdążyłam się zaprzyjaźnić- uśmiechnęłam się zapinając pasy
- Super- burknął odpalając wóz
-Jesteś zazdrosny czy jak?
- Nie po prostu nie wpakuj się w kłopoty ok? I pamiętaj jak ci się ktoś stawia, to wiesz. Jesteś moją siostrą
- Tak, tak
Traktuje mnie jak małe dziecko. Znowu. Weszliśmy do domu. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam tatę. O tej porze powinien być w pracy. Siedział i tępym wzrokiem patrzył w przestrzeń.
- Coś się stało tato?- spytałam siadają obok niego.
Spojrzał na mnie potem na Kamila.
- Ciocia Ania i wujek Tomek... Oni- podciągnął nosem, chyba wcześniej płakał- Zginęli w wypadku samochodowym dwa dni temu
Miałam tysiąc myśli w głowie. Złych myśli ale jedna nie dawała mi spokoju.
- Co z Martą?- powiedziałam przez łzy.
James nie wytrzymał. Wyszedł z domu. Tata go nie zatrzymywał.
- Prawdopodobnie zamieszka z nami. Boże przecież byli tacy młodzi ,a Marta... Ona ma dopiero 6 lat-schował twarz w dłonie.
Pocieszałam go ale w głębi serca czułam ból. Miałam bardzo silną więź z wujostwem, szczególnie z ciocią Anią, a teraz nie żyją. Najgorsze jest to ,że mała ma mukowiscydozę.
Wstałam z kanapy. Teraz smutek zamienił się we wściekłość. Powiedziałam tacie, że wychodzę. Wzięłam deskę i pojechałam do skateparku.
W między zasie zadzwoniłam do Kami ale nie odbierała. Dotarłam na miejsce. Jeździłam na desce około godzinę. Wychodziłam właśnie z basenu z piankami kiedy zobaczyłam Leo i Charliego. Nie miałam ochoty na rozmowę. Starałam się nie zwracać uwagi na siebie, ale nie udało się. Leo mnie zawołał.
- Hej- zaczęłam bez życia
- Coś się stało?- spytał blondyn
- Nie. Znaczy... Nieważne. Muszę iść. Pa- można uznać, że uciekłam z ramp. Był wieczór. Wróciłam do domu. Tata zasnął na kanapie, a Kamil jeszcze nie wrócił. Wzięłam prysznic i poszłam spać.
Nazajutrz
Wstałam bardzo leniwie. Nie chętnie spojrzałam na telefon. 7.28!! Zaspałam! Szybciutko się ubrałam i zeszłam na dół. W drzwiach stał mój brat.
- Czemu mnie nie obudziłeś?!
- Tak słodko spałaś- zaśmiał się
Po drodze do szkoły spojrzałam jeszcze raz na telefon. Miałam 6 nieodebranych SMS' ów. Cztery od Leo, dwa od Kamili. Nie odebranych połączeń też było trochę. Staliśmy właśnie na czerwonym. Spóźniliśmy się. Weszłam do klasy piętnaście minut po dzwonku.
- Panno Maj! Na moją lekcje się nie spóźnia. Zostaniesz po lekcjach. Siadaj
Tej nauczycielki nie znałam. Wiedziałam tylko, że uczy historii i WDŻ i nazywa się Olga Granhmag. Niemka. Wredny babsztyl. Usiadłam w pustej ławce. Kami nie było w szkole. Lekcja dłużyła się. W końcu doczekałam się dzwonka. Chciałam wstać ale poczułam rękę na barku. "Leo" pomyślałam. Usiadł obok mnie.
- A teraz mów- przesunął się bliżej- Wszystko
Wzięłam głęboki oddech.
- Moja ciocia i wujek zginęli w wypadku. Osierocili moją 6-cio letnią kuzynkę, a ona teraz zamieszka z nami- łza poleciała po moim policzku. Chłopak przetarł go. Uśmiechnęłam się troszkę.
- Będzie dobrze- uśmiechnął się i mnie przytulił. W jego ramionach czułam się bezpieczna.
- Dziękuję- wtuliłam się do niego mocniej-Za wszystko.
Mogłam tak zostać na wieki, ale dzwonek pozbawił mnie tych marzeń. Brunet wrócił do swojej ławki. Myślałam ,że kolejną lekcje przesiedzę sama. Po chwili Leo się do mnie przysiadł.
-Ja tylko po plecak poszedłem- tłumaczył się. Posłałam mu szczery uśmiech. Ta lekcja minęła mi na gadaniu z przyjacielem. Leondre ciągle przeszkadzał nauczycielowi biologii. Dostał karę. Koza. Przez myśl mi nawet przeszło, że zrobił to specjalnie. Reszta dnia minęła całkiem spoko. Dostałam 5 z angielskiego. Po lekcjach czekaliśmy pod salą. Brunet napisał SMS' a i usiadł przede mną. Przyglądał mi się.
- Co się patrzysz?
- Bo mam oczy- uśmiechnął się chytrze. Uniósł ręce do góry. I nagle...
Leo podszedł do niego i przytulił. Ja podeszłam trochę niepewnie. Przyjrzałam się mu. Był od nas starszy. Ale w jego oczach był ten blask. Spodobał mi się.
- Wika to jest właśnie mój przyjaciel Charlie, Charlie to Wiktoria dopiero się tu przeprowadziła.
Podałam
blondynowi rękę. Po zapoznaniu gadaliśmy chwile, gdy usłyszałam ,że
woła mnie brat. Pożegnałam się z chłopcami i pobiegłam do auta Kamila.- I jak pierwszy dzień? Masz już jakiś znajomych?
- Tak. Nawet zdążyłam się zaprzyjaźnić- uśmiechnęłam się zapinając pasy
- Super- burknął odpalając wóz
-Jesteś zazdrosny czy jak?
- Nie po prostu nie wpakuj się w kłopoty ok? I pamiętaj jak ci się ktoś stawia, to wiesz. Jesteś moją siostrą
- Tak, tak
Traktuje mnie jak małe dziecko. Znowu. Weszliśmy do domu. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam tatę. O tej porze powinien być w pracy. Siedział i tępym wzrokiem patrzył w przestrzeń.
- Coś się stało tato?- spytałam siadają obok niego.
Spojrzał na mnie potem na Kamila.
- Ciocia Ania i wujek Tomek... Oni- podciągnął nosem, chyba wcześniej płakał- Zginęli w wypadku samochodowym dwa dni temu
Miałam tysiąc myśli w głowie. Złych myśli ale jedna nie dawała mi spokoju.
- Co z Martą?- powiedziałam przez łzy.
James nie wytrzymał. Wyszedł z domu. Tata go nie zatrzymywał.
- Prawdopodobnie zamieszka z nami. Boże przecież byli tacy młodzi ,a Marta... Ona ma dopiero 6 lat-schował twarz w dłonie.
Pocieszałam go ale w głębi serca czułam ból. Miałam bardzo silną więź z wujostwem, szczególnie z ciocią Anią, a teraz nie żyją. Najgorsze jest to ,że mała ma mukowiscydozę.
Wstałam z kanapy. Teraz smutek zamienił się we wściekłość. Powiedziałam tacie, że wychodzę. Wzięłam deskę i pojechałam do skateparku.
W między zasie zadzwoniłam do Kami ale nie odbierała. Dotarłam na miejsce. Jeździłam na desce około godzinę. Wychodziłam właśnie z basenu z piankami kiedy zobaczyłam Leo i Charliego. Nie miałam ochoty na rozmowę. Starałam się nie zwracać uwagi na siebie, ale nie udało się. Leo mnie zawołał.
- Hej- zaczęłam bez życia
- Coś się stało?- spytał blondyn
- Nie. Znaczy... Nieważne. Muszę iść. Pa- można uznać, że uciekłam z ramp. Był wieczór. Wróciłam do domu. Tata zasnął na kanapie, a Kamil jeszcze nie wrócił. Wzięłam prysznic i poszłam spać.
Nazajutrz
Wstałam bardzo leniwie. Nie chętnie spojrzałam na telefon. 7.28!! Zaspałam! Szybciutko się ubrałam i zeszłam na dół. W drzwiach stał mój brat.
- Czemu mnie nie obudziłeś?!
- Tak słodko spałaś- zaśmiał się
Po drodze do szkoły spojrzałam jeszcze raz na telefon. Miałam 6 nieodebranych SMS' ów. Cztery od Leo, dwa od Kamili. Nie odebranych połączeń też było trochę. Staliśmy właśnie na czerwonym. Spóźniliśmy się. Weszłam do klasy piętnaście minut po dzwonku.
- Panno Maj! Na moją lekcje się nie spóźnia. Zostaniesz po lekcjach. Siadaj
Tej nauczycielki nie znałam. Wiedziałam tylko, że uczy historii i WDŻ i nazywa się Olga Granhmag. Niemka. Wredny babsztyl. Usiadłam w pustej ławce. Kami nie było w szkole. Lekcja dłużyła się. W końcu doczekałam się dzwonka. Chciałam wstać ale poczułam rękę na barku. "Leo" pomyślałam. Usiadł obok mnie.
- A teraz mów- przesunął się bliżej- Wszystko
Wzięłam głęboki oddech.
- Moja ciocia i wujek zginęli w wypadku. Osierocili moją 6-cio letnią kuzynkę, a ona teraz zamieszka z nami- łza poleciała po moim policzku. Chłopak przetarł go. Uśmiechnęłam się troszkę.
- Będzie dobrze- uśmiechnął się i mnie przytulił. W jego ramionach czułam się bezpieczna.
- Dziękuję- wtuliłam się do niego mocniej-Za wszystko.
Mogłam tak zostać na wieki, ale dzwonek pozbawił mnie tych marzeń. Brunet wrócił do swojej ławki. Myślałam ,że kolejną lekcje przesiedzę sama. Po chwili Leo się do mnie przysiadł.
-Ja tylko po plecak poszedłem- tłumaczył się. Posłałam mu szczery uśmiech. Ta lekcja minęła mi na gadaniu z przyjacielem. Leondre ciągle przeszkadzał nauczycielowi biologii. Dostał karę. Koza. Przez myśl mi nawet przeszło, że zrobił to specjalnie. Reszta dnia minęła całkiem spoko. Dostałam 5 z angielskiego. Po lekcjach czekaliśmy pod salą. Brunet napisał SMS' a i usiadł przede mną. Przyglądał mi się.
- Co się patrzysz?
- Bo mam oczy- uśmiechnął się chytrze. Uniósł ręce do góry. I nagle...
Rozdział 1
Wiktoria
Dopiero się rozpakowałam, bo mieszkam w Walii jeden dzień. Moi rodzice się rozwiedli i mieszkałam z mamą, ale ją interesowała tylko praca dlatego postanowiłam zamieszkać z tatą i bratem. James jest spoko tylko kiepsko idzie mu w szkole. Czasami też traktuje mnie jak bym miała pięć lat. Za to tata na wszystko pozwala. A! I mam jeszcze pieska. Wabi się Pusia. Pies zaczął drapać w drzwi od mojego pokoju. Otworzyłam je. Skamlał.
-Pusia! Pusia!
Chodziłam po parku przez pół godziny i nic. Pytałam przechodniów czy nie widzieli pieska. W końcu pewien przystojny brunet zaoferował swoją pomoc.
- Jestem Wiktoria- powiedziałam podając rękę.
- Leondre. Dla przyjaciół Leo- uśmiechnął się.
Szukałam z nowym kolegą następne pół godziny. Dowiedziałam się, że będziemy chodzić razem do klasy. Nagle zadzwonił mi telefon. To tata.
-Halo?
-Gdzie ty jesteś Amber? Pusia wróciła sama, a ty? Gdzie jesteś?
-W parku.
-Zaraz po ciebie jestem.
- Dobrze-rozłączyłam się i przekazałam Leo dobre wieści.
-Ciesze się, że nic pieskowi nie jest. Do zobaczenia w szkole.-przytulił mnie na pożegnanie. Zrobiło mi się gorąco. Przed parkiem czekał na mnie samochód taty.
Leondre
Wracałem do domu piechotą. Nie był on blisko, ale to mi nie przeszkadza. Ta dziewczyna. Z parku. Spodobała mi się. Cieszę się, że będziemy chodzić razem do klasy. W domu byłem wieczorem. Rzuciłem w kąt buty i poszedłem do siebie. Położyłem się na łóżku i myślałem o uroczej brunetce. Z rozmyśleń wyrwał mnie brat, który zawołał mnie na kolacje. Przy stole nie dawał mi spokoju. Ciągle pytał " Masz dziewczynę? " i " Leoś się zakochał! ". Denerwował mnie. Zasnąłem bardzo późno i rano zaspałem. Była 7.30. Ubrałem się szybko, zabrałem czapkę i plecak.
Wybiegłem z domu jak poparzony. Biegłem na przystanek, zdążyłem na autobus w samą porę. Zdyszany usiadłem obok jakieś dziewczyny.
- Cześć- uśmiechnęła się.
Wtedy ją rozpoznałem. To ta laska z parku.
- Hej- opowiedziałem wciąż dysząc- Pierwszy dzień w nowej szkole. Denerwujesz się?-spytałem
-Troszkę
-Oprowadzę cię
-Dziękuję
W drodze opowiadałem nowej o szkole, chłopakach, dziewczynach, nauczycielach. Gdy tylko przekroczyliśmy próg szkoły podbiegły do mnie fanki. Odeszły dopiero gdy zadzwonił dzwonek. Chwyciłem Wiktorie za rękę i poszłam ze mną na matematykę. Pani Brown kazała Wiktorii się przedstawić. Jest naszą wychowawczynią. To bardzo miła, sympatyczna i otwarta kobieta
-Nie znasz szkoły jak mniemam. Dobrze. To może- kobieta rozejrzała się po sali- Kamila!- brunetka spojrzała na kobietę- Ty! Zajmiesz się nową koleżanką.
-Dobrze pani profesor.
Amber usiadła z Kami. Troszkę myślałem, że usiądzie ze mną, ale koło mnie siedział już Justin. Dziewczyny szybko znalazły wspólny język. Przegadały całą lekcje. Pani nawet nie zwracała uwagi i nie wzywała ich do tablicy. Nie to co mnie. Musiałem rozwiązać chyba najtrudniejsze zadanie z całego działu. Stałem i gapiłem się w kredę, którą miałem w ręce. Czekałem na cud. Matma nie jest moją mocną stroną.
- Kto pomoże Bars'owi? -spytałem cicho
-Ja! Ja! -wydarła się Emily
Ten dziki rudzielec z masą piegów kocha się we mnie odkąd zacząłem śpiewać z Charliem. Jest "szkolną pięknością"- tak mówi. Zawsze jest wymalowana i w ogóle. Okropność.
- A może ktoś inny? -zasugerowałem- Kami?
Blondynka szybko pisała coś na kartce. Dyskretnie mi ją pokazała. Było na nim równanie. Przepisałem je szybko i wróciłem na miejsce. Po drodze przybiłem pionę mojej wybawczyni. Jest super kumpelą. Gdy tylko usiadłem w ławce zadzwonił dzwonek
- Serio?!- walnąłem dłońmi o kolana.
Justin zaczął się śmiać.
- Nie masz szczęścia stary.
Skrzywiłem się, wziąłem plecak i poszedłem pod salę do angielskiego. Usiadłem pod ścianą. Podeszła do mnie roześmiana Amber.
- Nie jesteś mistrzem matmy, co?
- Bardzo śmieszne- dodałem oburzony
- Oj no weź- szturchnęła mnie w ramie.- A tak właściwie to masz ksywę Bars?
- Tak. Razem z przyjacielem mamy zespół Bars and Melody.
Wiktoria
Czy on ma wady? Przystojny, muzyk, zabawny. Ma zespół. Dzwonek na lekcje postawił mnie na ziemie. Anglik minął szybko. Tak jak inne lekcje. Wyszłam ze szkoły z Leondre. Czekał na nas wysoki blondyn
Dopiero się rozpakowałam, bo mieszkam w Walii jeden dzień. Moi rodzice się rozwiedli i mieszkałam z mamą, ale ją interesowała tylko praca dlatego postanowiłam zamieszkać z tatą i bratem. James jest spoko tylko kiepsko idzie mu w szkole. Czasami też traktuje mnie jak bym miała pięć lat. Za to tata na wszystko pozwala. A! I mam jeszcze pieska. Wabi się Pusia. Pies zaczął drapać w drzwi od mojego pokoju. Otworzyłam je. Skamlał.
- Naa spacerek?-spytałam, wesoły, biały ogonek zaczął energicznie merdać.
Chwyciłam smycz i poszłam do parku. Nie znałam dobrze okolicy, ale park
był nie daleko. Zaczęłam chodzić bez celu alejkami i grzebać w
telefonie. Gdy tylko spuściłam zwierzaka ze smyczy natychmiast pognał
przed siebie. Nie było jej dłuższy czas. Zaczęłam się martwić. Wołałam
ją, ale nie przychodziła.-Pusia! Pusia!
Chodziłam po parku przez pół godziny i nic. Pytałam przechodniów czy nie widzieli pieska. W końcu pewien przystojny brunet zaoferował swoją pomoc.
- Jestem Wiktoria- powiedziałam podając rękę.
- Leondre. Dla przyjaciół Leo- uśmiechnął się.
Szukałam z nowym kolegą następne pół godziny. Dowiedziałam się, że będziemy chodzić razem do klasy. Nagle zadzwonił mi telefon. To tata.
-Halo?
-Gdzie ty jesteś Amber? Pusia wróciła sama, a ty? Gdzie jesteś?
-W parku.
-Zaraz po ciebie jestem.
- Dobrze-rozłączyłam się i przekazałam Leo dobre wieści.
-Ciesze się, że nic pieskowi nie jest. Do zobaczenia w szkole.-przytulił mnie na pożegnanie. Zrobiło mi się gorąco. Przed parkiem czekał na mnie samochód taty.
Leondre
Wracałem do domu piechotą. Nie był on blisko, ale to mi nie przeszkadza. Ta dziewczyna. Z parku. Spodobała mi się. Cieszę się, że będziemy chodzić razem do klasy. W domu byłem wieczorem. Rzuciłem w kąt buty i poszedłem do siebie. Położyłem się na łóżku i myślałem o uroczej brunetce. Z rozmyśleń wyrwał mnie brat, który zawołał mnie na kolacje. Przy stole nie dawał mi spokoju. Ciągle pytał " Masz dziewczynę? " i " Leoś się zakochał! ". Denerwował mnie. Zasnąłem bardzo późno i rano zaspałem. Była 7.30. Ubrałem się szybko, zabrałem czapkę i plecak.
Wybiegłem z domu jak poparzony. Biegłem na przystanek, zdążyłem na autobus w samą porę. Zdyszany usiadłem obok jakieś dziewczyny.
- Cześć- uśmiechnęła się.
Wtedy ją rozpoznałem. To ta laska z parku.
- Hej- opowiedziałem wciąż dysząc- Pierwszy dzień w nowej szkole. Denerwujesz się?-spytałem
-Troszkę
-Oprowadzę cię
-Dziękuję
W drodze opowiadałem nowej o szkole, chłopakach, dziewczynach, nauczycielach. Gdy tylko przekroczyliśmy próg szkoły podbiegły do mnie fanki. Odeszły dopiero gdy zadzwonił dzwonek. Chwyciłem Wiktorie za rękę i poszłam ze mną na matematykę. Pani Brown kazała Wiktorii się przedstawić. Jest naszą wychowawczynią. To bardzo miła, sympatyczna i otwarta kobieta
-Nie znasz szkoły jak mniemam. Dobrze. To może- kobieta rozejrzała się po sali- Kamila!- brunetka spojrzała na kobietę- Ty! Zajmiesz się nową koleżanką.
-Dobrze pani profesor.
Amber usiadła z Kami. Troszkę myślałem, że usiądzie ze mną, ale koło mnie siedział już Justin. Dziewczyny szybko znalazły wspólny język. Przegadały całą lekcje. Pani nawet nie zwracała uwagi i nie wzywała ich do tablicy. Nie to co mnie. Musiałem rozwiązać chyba najtrudniejsze zadanie z całego działu. Stałem i gapiłem się w kredę, którą miałem w ręce. Czekałem na cud. Matma nie jest moją mocną stroną.
- Kto pomoże Bars'owi? -spytałem cicho
-Ja! Ja! -wydarła się Emily
Ten dziki rudzielec z masą piegów kocha się we mnie odkąd zacząłem śpiewać z Charliem. Jest "szkolną pięknością"- tak mówi. Zawsze jest wymalowana i w ogóle. Okropność.
- A może ktoś inny? -zasugerowałem- Kami?
Blondynka szybko pisała coś na kartce. Dyskretnie mi ją pokazała. Było na nim równanie. Przepisałem je szybko i wróciłem na miejsce. Po drodze przybiłem pionę mojej wybawczyni. Jest super kumpelą. Gdy tylko usiadłem w ławce zadzwonił dzwonek
- Serio?!- walnąłem dłońmi o kolana.
Justin zaczął się śmiać.
- Nie masz szczęścia stary.
Skrzywiłem się, wziąłem plecak i poszedłem pod salę do angielskiego. Usiadłem pod ścianą. Podeszła do mnie roześmiana Amber.
- Nie jesteś mistrzem matmy, co?
- Bardzo śmieszne- dodałem oburzony
- Oj no weź- szturchnęła mnie w ramie.- A tak właściwie to masz ksywę Bars?
- Tak. Razem z przyjacielem mamy zespół Bars and Melody.
Wiktoria
Czy on ma wady? Przystojny, muzyk, zabawny. Ma zespół. Dzwonek na lekcje postawił mnie na ziemie. Anglik minął szybko. Tak jak inne lekcje. Wyszłam ze szkoły z Leondre. Czekał na nas wysoki blondyn
Subskrybuj:
Posty (Atom)